TU i TAM. Dziecięcy obiekt pożądania.Ptysie.


Po raz drugi spotykam się z Anną-Marią w TU i TAM.Jak już pisałyśmy,dzieli nas odległość nie pozwalająca na odwiedziny w naszych kuchniach.Dlatego chcemy od czasu do czasu choć wirtualnie stanąć razem w kuchni i wspólnie pogotować.Chodzi o czystą przyjemność,jaką jest dla nas tworzenie i próbowanie nowych smaków.TU i TAM.Tak nazwałyśmy swój wspólny pomysł,o którym piszemy TU i TAM,czyli na naszych blogach – u Anny-Marii w Kucharni, i u mnie – w Kuchennymi drzwiami.


Kiedy trafiłam na ptysie w ostatnim magazynie Living,wiedziałam,że muszę je upiec.Ale po swojemu.Wydały mi się takie pociągające… I obudziły się we mnie dziecięce pragnienia.Jako mała dziewczynka uwielbiałam ptysie.Stawałam przed oknem znajomej cukierni jak zaczarowana.A za szybą na wielkiej paterze pyszniły się ONE.Nadziewane białym puchem.Posypane białym pudrem.Dla mnie było to coś niesamowitego!

Dziś już chyba nie smakował by mi ten ,biały puch’.Nie jadłam takich ptysi z dzieciństwa całe wieki.Upieczone w dwóch kuchniach jednocześnie u Anny-Marii i u mnie, w TU i TAM są jednak ciekawsze,i takie pyszne!

Kremowe ptysie z creme patisserie i owocowym sosem
przepis jest moją interpretacją receptury z magazynu Living

Ciasto:

szklanka wody
125 g masła
łyżka cukru
1/2 łyżeczki soli
szklanka mąki
5 dużych jaj i jedno do posmarowania
cukier do posypania/użyłam gruby trzcinowy/

Piec nagrzać do 200 stopni.Do garnka wlać wodę,dodać masło i sól.Doprowadzić do wrzenia i zdjąć z ognia.Dodać mąkę i wymieszać.Postawić garnek na ogniu,mieszać ciągle ok.5 minut aż ciasto zrobi się gęste.Kiedy ciasto odrywa się od brzegów garnka,przełożyć ciasto do miski.Mieszać aż trochę ostygnie.Następnie wbić po kolei  jajka, cały czas miksując masę.Ciasto powinno być gładkie i błyszczące.
Na blasze wyłożonej papierem do pieczenia zrobić kółka z ciasta.Posmarować je ubitym jajkiem z wodą i posypać cukrem.Zmniejszyć temperaturę piekarnika do 180 stopni C i piec aż ptysie będą złote -ok.35 minut. Odstawić ,żeby ostygły.

Creme patisserie 
przepis Michel Roux

1/2 strąka wanilii przekrojonego wzdłuż
3 żółtka
20g mąki
120g cukru pudru /dałam mniej/
250ml mleka
W misce wymieszać żółtko i cukier.Dodawać mąkę,mieszając aż masa będzie gładka.W rondlu zagotować mleko wanilią.Do masy z żółtkami wolno wlewać ciepłe mleko,ciągle ubijając.Trzymać na wolnym ogniu 1- minuty.Usunąć wanilię.Krem posypać cukrem.Przykryć folią.Wystudzić.Schłodzić w lodówce.
zrobiłam porcję kremu x 2

Sosy owocowe – borówkowy i malinowy

                                                      2 szklanki borówek i 2 malin
                                                      Na każdy sos:

1/4 szklanki cukru trzcinowego
łyżka startej skórki cytrynowej
odrobina gruboziarnistej soli
50ml madery półsłodkiej

W garnuszku podgrzewam owoce – 1 szklankę z cukrem,solą,maderą i otartą skórką z cytryny.Gotuję ok.5 minut.Aż owoce puszczą trochę soku.Potem dorzucam drugą szklankę owoców.Wyłączam gaz.

Ostudzone ptysie przekroić na pół.Nałożyć creme patisserie i sos owocowy.Przykryć drugą połową.
Bon appetit!

TU i TAM. Gołąbki w nowej odsłonie.

Nie pamiętamy już dokładnie,kiedy spotkałyśmy się w wirtualnej przestrzeni po raz pierwszy.Ale od początku czułyśmy,że znajdziemy ze sobą wiele wspólnych tematów.
Być może to kwestia wirtualnej intuicji, a może po prostu nasze drogi miały się zejść właśnie w tym miejscu.
Jak się wkrótce okazało,obydwie dopiero co założyłyśmy blogi i uczyłyśmy się poruszać w nowym dla nas świecie.
 Nasza znajomość szybko wyszła poza ramy komentarzy i nie jeden wieczór spędziłyśmy na rozmowach.
Od początku ze zdziwieniem odkrywałyśmy,że łączy nas zaskakująco wiele – począwszy od imion,przez identyczne drobiazgi kuchenne i meble, po te same smaki, a nawet dania robione w tym samym czasie bez wcześniejszego uzgadniania.
Tych wspólnych spraw nazbierało się naprawdę sporo.I choć jak dotąd znamy jedynie nasze głosy,postanowiłyśmy,że będziemy spotykać się też w kuchni.Każda w swojej,ale przy wspólnym gotowaniu.
Znamy oczywiście i podziwiamy wiele wspólnych akcji kulinarnych,jakie prowadzone są na innych ,cenionych przez nas blogach i nie jest naszym zamiarem kopiowanie tych wspaniałych pomysłów.
Dzieli nas odległość nie pozwalająca na regularne odwiedziny w naszych kuchniach,dlatego chcemy od czasu do czasu choć wirtualnie stanąć czasem razem w kuchni i wspólnie pogotować.Chodzi o czysta przyjemność, jaką jest dla nas tworzenie i próbowanie nowych smaków.
TU i TAM.Tak nazwałyśmy nasz wspólny pomysł.Będziemy o nim pisać TU i TAM,czyli na naszych blogach – u Amber w Kuchennymi Drzwiami i u Anny-Marii w Kucharni.
Będzie nam też niezmiernie miło,jeżeli któregoś dnia do naszych kuchni zapuka kolejna kucharka lub kucharz.
Zapraszamy! Drzwi do naszych kuchni są zawsze otwarte.

   Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam blog KUCHARNIA,wiedziałam,że to co czytam i oglądam,jest mi  bardzo bliskie.I nie mogę uciec od stwierdzenia,że zachwyciłam się słowami, zdjęciami i sposobem prezentowania potraw.
Byłam na etapie nieśmiałych myśli,że może zacznę publikować własny blog…
Napisałam do Anny i tak się zaczęło.Nasze spotkania w wirtualnej przestrzeni, poszukiwanie wspólnej drogi,choć z własnymi odcieniami.I cicha nadzieja,że kiedyś może będziemy wspólnie gotować,choć daleko od siebie.I Anna podała pomysł,że może razem zaczniemy spotykać się w TU i TAM. I było to tak naturalne spełnienie moich pragnień,ze pomysł przyjęłam z wielką radością. I oto prezentujemy wspólne pierwsze gotowanie!

Nigdy wcześniej nie widziałam tego dania.Znałam je jedynie z rozmów z Anną-Marią,która je wybrała na inaugurację wspólnego gotowania.Ale wyobrażałam sobie,że musi pochodzić z okolic śródziemnomorskich i przypominać dolmades. Czułam te smaki,składniki same układały się w jedną całość.Okazało się,że wizja była trafiona.Efekt mnie zachwycił – smaki połączyły się harmonijnie i dostarczyły ciekawych kulinarnych doznań i emocji.
  Od początku zakładałyśmy,że gotujemy te same dania,ale z własną wizją, z indywidualnym podejściem do dodatków aż po podanie.I to jest bardzo inspirujące, bo gotując to samo, tworzymy coś nowego.

A oto moja propozycja:
Gołąbki w liściach botwiny
Potrzebne są duże,ładne liście botwiny, dobrze wymyte.


Nadzienie I:
feta grecka
ryż parboiled ugotowany al dente
suszone pomidory z zalewy oliwnej
świeże listki lubczyka
czerwony pieprz
oliwa z pomidorów

Do miski kruszę fetę,rozgniatam widelcem,dodaję ryż, pokrojone suszone pomidory,posiekany lubczyk i czerwony pieprz.Dolewam oliwę z zalewy od pomidorów,żeby składniki się połączyły.Mieszam.

Nadzienie II:
feta grecka
szpinak baby
pieprz cytrynowy
szalotka, dwa ząbki czosnku
oliwa z oliwek

 Na oliwie szklę pokrojoną szalotkę i czosnek,wrzucam opłukany i wysuszony szpinak.Blanszuję dopóki powstały płyn się zredukuje.Dodaję do miski z rozdrobnioną fetą.Mieszam.Dosmaczam cytrynowym pieprzem.

Liście botwiny przelewam gorącą wodą na durszlaku.Wykładam na blat i zawijam w nie nadzienie.Gołąbki układam na wkładce do gotowania na parze.Do szybkowara wlewam szklankę warzywnego rosołu i kieliszek wina.Wkładam gołąbki i paruję 3 minuty.

Sos cytrynowy:
kubeczek śmietanki kremówki 30%
żółtko
kieliszek białego wina
sok z połowy cytryny i otarta skórka
pieprz cytrynowy,sól

Śmietankę wylewam do garnuszka.Stawiam na średnim ogniu i gotuję wolno,dodaję wino.Redukuję ilość płynu aż sos zacznie gęstnieć.Dodaję sól i pieprz.Mieszam.Dodaję skórkę z cytryny,zagotowuję.Dokładam żółtko i wszystko szybko mieszam na małym ogniu.Odstawiam z ognia i dolewam sok cytrynowy.Mieszam.Przykrywam pokrywką,żeby nie powstał kożuch.Sos jest gęsty,pachnący cytryną i winem.Przelewam go do sosjerki.Częścią sosu polewam gołąbki.

I już nie mogę się doczekać,kiedy zajrzę do Kucharni.
Mam tremę…