Słowo weekend ma wiele barw.
Można je odmieniać przez wiele nie istniejących przypadków.
Niesie w sobie tyle treści, że czasami zastanawiam się, jak to możliwe, żeby zmieścić je w dwóch dniach.
Targ i kawa na mieście z Koleżanką.
Internetowe gotowanie na dwie kuchnie.
Marsz z psem przez okoliczne łąki w poszukiwaniu wiosennych śladów…
Kolacyjne spotkanie ze Znajomymi.
Czytanie listu od Basi znowu i znowu między nocą a dniem.
Poranne bułeczki i śniadanie we dwoje aż do obiadu.
Spacer po Starówce.
Kino na dobranoc.
Wypełnione dwa dni po brzegi.
Chapeau bas dla weekendu!
Bułki, które rosną nocą
600 g mąki pszennej
1 czubata łyżka mąki ziemniaczanej
12 g świeżych drożdży
220 g wody
160 g mleka w temperaturze pokojowej
1,5 łyżeczki soli
1 łyżeczka miodu lub cukru
30 g oleju słonecznikowego
1 jajko i łyżka mleka do posmarowania bułek
Wieczorem:
Mąki (pszenną i ziemniaczaną) przesiewamy do miski. W filiżance rozkruszamy drożdże i zasypujemy je cukrem lub mieszamy z miodem. Odstawiamy aby się uaktywniły.
Do mąki dodajemy sól, mleko, wodę, olej i rozpuszczone drożdże. Wszystko mieszamy łyżką , aż do połączenia się składników. Następnie ciasto przekładamy na blat posypany mąką i zagniatamy około 5 minut (gdy mocno klei się do rąk, należy podsypać mąką).Przykrywamy np. miską i zostawiamy na 5 minut aby odpoczęło.
Potem wyrabiamy jeszcze około 5 minut. Wyrobione ciasto wkładamy do lekko naoliwionej miski, przykrywamy folią i wstawiamy do lodówki na całą noc. Powinno bardzo urosnąć.
Rano:
Piekarnik nagrzewamy do 200 – 220 st. C
Ciasto wykładamy na blat i dzielimy na mniej więcej 6 porcji. Formujemy bułki o lekko podłużnym kształcie i układamy je na blasze wyłożonej papierem do wypieków. Przykrywamy ściereczką i zostawiamy do wyrośnięcia na około 20 – 25 minut. Piekarnik spryskujemy wodą. Przed włożeniem do piekarnika bułki nacinamy wzdłuż i smarujemy roztrzepanym jajkiem z mlekiem.
Pieczemy 20-25 minut i studzimy na kratce.
Bułki wyszły z pieca cudownie zrumienione.
Skórka pękała od każdego dotyku.
Poezja bułkowa po prostu…
Teryna z jelenia
600g mięsa jelenia ( np. łopatka)
Zalewa: cebula, marchewka, ząbek czosnku, gałązka tymianku i rozmarynu, liść laurowy, 5 ziaren czarnego pieprzu, 4 jagody jałowca, 2 goździki
700 ml czerwonego wina
100 ml oliwy
Oczyszczone mięso przekładamy do naczynia, dodajemy składniki marynaty, zalewamy winem i oliwą i wstawiamy do lodówki na 12 godzin.
400 g słoniny z dziczyzny lub boczku wieprzowego
2 szalotki
1/4 łyżeczki mielonego angielskiego ziela
1 łyżeczka listków tymianku
łyżka masła
szczypta tartej gałki muszkatołowej
sól i pieprz do smaku
Mięso wyjmujemy z zalewy i osączamy na sicie. Szalotki podduszamy na maśle, dodajemy listki tymianku i odstawiamy.
Mięso jelenia i słoninę mielemy w maszynce na małych oczkach.
Dodajemy zioła, sól i pieprz. Masę pzrekładamy do naczynia lub kilku mniejszych ( ja przełożyłam do słoików), ubijamy łyżką, przykrywamy folią aluminiową i wstawiamy do formy wypełnionej wodą ( woda powinna sięgać do 3/4 wysokości słoików).Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 170 st. C i pieczemy ok 1 1/2 godziny.
Uwaga, woda powinna lekko bulgotać.
Upieczoną terynę wyjmujemy z formy , studzimy i wstawiamy na noc do lodówki.
Po tym czasie jest gotowa do jedzenia.
Przepis na terynę z mięsa jelenia zamieszczam po wielu prośbach moich Czytelników.
Róbcie ją na zdrowie Kochani!
Świeża dziczyzna bowiem jest najlepsza jesienią i zimą.