Kacze wątróbki w koniaku z czerwonymi porzeczkami. Zapamiętane smaki

 

 

Kiedyś całe wakacje spędzało się na dworze. Na łące, w lesie, na rowerze lub nad wodą. Wszyscy znali nazwy drzew, kwiatów i owoców. Wiadomo było gdzie rośnie najlepsza papierówka i skąd bierze się płatki róży. Kiedy babcia zarządzi obrywanie agrestu albo wyprawę na jagody. Potem będzie się robić dżemy i galaretki. I wszyscy będziemy w to zaangażowani. Dziadek oznajmi, że jutro zabiera się za tyczkowanie pomidorów i pnącego groszku. I jasne będzie, że zjawimy się w ogrodzie, aby w tym pomagać. Wszystko to było oczywiste i naturale. I zapamiętałam wszystkie te rodzinne smaki, zapach spiżarni i widok najlepszych czereśni w syropie.
Potem zaczęły się moje podróże i poznawanie różnych kuchni. Odkrywanie nowej gamy smaków i zaskakujących połączeń składników.
Zbieranie kulinarnych doświadczeń było fascynujące i wciągało jak kania deszcz. Zdarzały się smakowe porażki i nieudolne naśladowanie we własnej kuchni, ale wszystko to budowało otwartość na różnorodność. Dlatego teraz nie boję się nowych smaków i nieoczywistych zestawień składników. I ciągle się uczę.
Wątróbka z porzeczkami to nic nowatorskiego. To smaki zapamiętane z dzieciństwa. Wtedy jedzenie podrobów nie budziło niczyjego zdziwienia. Dzisiaj niektórzy dopiero się z tym oswajają…

 

 

Kacze wątróbki w koniaku z czerwonymi porzeczkami
4 kacze wątróbki
1 łyżka koniaku Hennessy
2 łyżki klarowanego masła
100 g czerwonych porzeczek
sól i pieprz

Wątróbki myjemy i oczyszczamy z błon. Osuszamy je na papierowym ręczniku. Porzeczki płuczemy i odsączamy na sicie.
Na patelnię wykładamy klarowane masło – 1 łyżkę i kiedy będzie gorące, kładziemy na nie wątróbki. Smażymy na ostrym ogniu po 3 minuty z każdej strony. Podlewamy koniakiem, dodajemy porzeczki i smażymy jeszcze dwie minuty. W tym samym czasie na drugiej patelni kładziemy masło i kiedy się rozgrzeje układamy grzanki. Smażymy na rumiano z obu stron. Układamy grzanki na talerzach, na grzankach wątróbki i porzeczki. Posypujemy solą i pierzem. Podajemy z ulubionym winem.

Porzeczki lubię też w cieście – klik!

Bób, maliny i zioła. Sałatka nieoczywista. Techno detoks?

 

Ile godzin dziennie spędzam patrząc w ekran laptopa lub telefonu?
Czy mogę dać sobie odpocząć od techno życia bez żalu, że coś mnie omija albo coś tracę?
Czy jestem w stanie wykorzystywać swój intelektualny potencjał, świat własnych myśli i emocji, nie zastępując ich uzależnieniem od ciągłej stymulacji medialnej?
Czy potrafię na nowo uwierzyć, że prawdziwe życie jest w środku mnie, a nie na zewnątrz?

Te pytania zadałam sobie po ostatnim weekendzie, kiedy stwierdziłam, że nie wypuszczam z rąk telefonu, zabrałam na wyjazd laptop, obawiając się, że bez niego nie dam rady się obejść i obserwując moje wyjazdowe otoczenie.
Świat bez tego wszystkiego może wydać się prawdziwym wyzwaniem i oderwanie się od ciągłej stymulacji medialnej niezwykle trudne…Ale postanowiłam zafundować sobie techno detoks. Małymi krokami, aby zobaczyć coś, czego teraz prawie już nie widać…

 

 

Sałatka z bobem, malinami i ziołem
500 g wyłuskanego bobu
200 g malin
1 łyżeczka liści tymianku
1 łyżka liści bazylii
kwiaty szałwii i bazylii
1 łyżka oliwy EV
1 łyżeczka soku z cytryny
sól i pieprz

Bób gotujemy w osolonym wrzątku – młody gotuje się bardzo szybko i trzeba uważać, aby nie był zbyt miękki. Wylewamy go razem z wodą na sito i kiedy chwilę odcieknie, przelewamy go znowu bardzo zimną wodą – szybciej ostygnie i zachowa zielony kolor. Potem obieramy go z łupin i przekładamy do miski. Oliwę mieszamy z sokiem cytrynowym i solą. Liście bazylii siekamy i razem z tymiankowymi dodajemy do bobu. Dodajemy maliny i delikatnie mieszamy. Polewamy oliwą i posypujemy pieprzem. Układamy kwiaty szałwii i bazylii.

Na bób zapraszam jeszcze tu – klik! , i tu – klik!. Albo tu – klik!