Feta pieczona z miodem i tymiankiem. Wakacyjny comfort food

 

Comfort food…tak, to danie ma dla mnie zdecydowanie sentymentalne konotacje i zaliczam je do swoich ulubionych.
Przede wszystkim kojarzy mi się z greckimi wakacjami. Bo po raz pierwszy jadłam je na wyspie Skiathos.
W cudnych okolicznościach przyrody.
Zapieczona feta z oliwą, miodem tymiankowym i pitą. Podane prosto z pieca. A do tego kieliszek cudownie schłodzonej retsiny. Grecka bajka po prostu!
Potem wiele razy powtarzałam je w swojej kuchni. Już bez retsiny, bo nie wiem, czy wiecie, że ten szczególny trunek z dodatkiem żywicy sosnowej smakuje tylko w Grecji…Za to z kieliszkiem idealnie schłodzonego białego wina.
Pieczona feta bowiem może być śniadaniem, przekąską, a nawet samodzielnym daniem w zależności od dodatków.
Warunek jest tylko jeden – wszystkie składniki muszą być oryginalne i najwyższej jakości.
Jeżeli chodzi o comfort food inaczej się nie da!

 

 

Feta pieczona z miodem i tymiankiem
1 kostka prawdziwej greckiej fety na osobę – 150-200 g
2 łyżki greckiej oliwy EV
2 łyżki miodu tymiankowego lub ulubionego
2 gałązki tymianku
świeżo mielony czarny pieprz

1 gałązka pomidorów mini
1 łyżka oliwy
sól

Piekarnik nagrzewamy do 200 st. C. Pomidory kładziemy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, polewamy oliwą i posypujemy solą. Pieczemy ok. 20 minut. Fetę umieszczamy w naczyniu lub na papierze do pieczenia i smarujemy ją oliwą. Pieczemy ok. 15 minut (w tym samym czasie co pomidory). Polewamy miodem i kładziemy gałązki tymianku. Zapiekamy jeszcze 2 minuty. Posypujemy świeżo mielonym pieprzem i podajemy od razu z podpieczoną bagietką (oryginalnie z pitą).

Marutsune Cha Soba z cukrowym groszkiem, tofu i kiełkami stir fry. Wszystko od nowa!

 

Świat już się obudził. Trawa rosła jak szalona, bociany uwijały się wokół gniazd, wesołe ptasie trele słychać było od świtu. Koty ruszyły na zaloty, dzikie zioła wrzucałam do sałatki, a łąkowe kwiaty wychynęły na dobre.
Słońce wyciągnęło je z dalekich krain, spod zeschłych liści i uśpionych krzaków.
Kawa nie stygła mi już na tarasie, a yorki zaczęły wygrzewać się na deskach.
W całej naturze trwał ruch i był w tym jakiś sens.
Wiosna pootwierała przyrodę i ludzi na zmiany, na nowe i udawało się nawet posmakować ciepłe powietrze.
A tu nagle wszystko zmieniło się w minione. Początek i wiosna okazały się tylko chwilą.
Wiatr ponawiewał na nowo starych liści, deszcz pozalewał grządki, a odważne rośliny pochowały swoje kwiatowe główki. Niektórzy na nowo przybrali zimowe miny i wyciągnęli zimowe płaszcze.
Patrzę w poświąteczne prognozy i wyczekuję, wypatruję słońca, ciepłego powiewu, skrawka pogodnego nieba.
Wszystkiego od nowa!

 

 

200 g Marutsune Cha Soba ( japoński makaron gryczano pszenny z zieloną herbatą )
200 g cukrowego groszku
100 g marynowanego tofu
150 g kiełków soczewicy, fasoli mung i cieciorki do stir fry
1 łyżka miodu akacjowego
1/2 strąka czerwonego chili
1 średnia marchewka
szczypior z dwóch dymek
2 ząbki czosnku
3-4 łyżeczki czarnego sezamu
1 łyżka startego imbiru
1 łyżka soku z limonki
3 łyżki sosu sojowego
3 łyżki sosu ostrygowego
2 łyżki oleju sezamowego

Makaron gotujemy 3-4 minuty, wylewamy na sito i przelewamy zimną wodą. Odstawiamy. W miseczce łączymy sos sojowy, ostrygowy i sok z limonki. Marchewkę obieramy i skrobiemy w paski obieraczką do warzyw. Siekamy szczypior. Na patelnię wlewamy olej, dodajemy kiełki, groszek cukrowy, starty imbir, posiekaną dymkę, chili i czosnek. Mieszamy podsmażając ok. 3 minuty. Dodajemy miód, sobę i pokrojone w kostkę tofu. Podgrzewamy wszystko razem. Wlewamy połączone sosy z sokiem z limonki, dodajemy marchewkę, szczypior i mieszamy. Posypujemy czarnym sezamem i podajemy.