Tarta z pieczonymi jabłkami i pomarańczą. Czekając na wiosnę…

 

 

Zimowy czas zabija we mnie energię. Sączący się wolno szary dzień i jeszcze szybko zapadający zmrok działają na mnie deprymująco. Lubię zatopić się w fotelu i czytać bez kontroli czasu, ale nawet przy dobrej książce nachodzi mnie w końcu myśl – zrobię coś! No bo spacerować w smogu raczej nie mogę!
Moje kije na dobre utknęły w domku na tarasie. Pewnie jest im przykro, ale ja czekam…na wiosnę. Jestem na nią całkowicie gotowa.
Swoją wrodzoną aktywność realizuję najchętniej w kuchni. I tak powstała ta tarta.
Jest fantastyczna i o wiele łatwiej z nią czekać na wiosnę!

 

 

Tarta z pieczonymi jabłkami i pomarańczą

pieczone jabłka i pomarańcze
1 kg jabłek
sok wyciśnięty z 2 pomarańczy bio
skórka otarta z 1 pomarańczy bio
1 łyżeczka startego imbiru
1 łyżka miodu z kawiatów pomarańczy

Piekarnik rozgrzewamy do 180 st. C. Jabłka obieramy i kroimy na mniejsze kawałki. Przekładamy je naczynia do zapiekania. Polewamy sokiem z pomarańczy, dodajemy skórkę otartą z pomarańczy, imbir – mieszamy i pieczemy, aż jabłka całkowicie się rozpadną. Pod koniec pieczenia dodajemy miód, mieszamy i zostawiamy w wyłączonym piekarniku aż ostygną.

ciasto
250 g mąki
150 g miękkiego masła
1 żółtko
50 g cukru pudru trzcinowego bio
2 łyżki zimnej wody

Składniki na kruchy spód sprawnie zagniatamy. Przygotowanym ciastem wykładamy okrągłą formę do tarty – dno i boki. Nakłuwamy dno widelcem i wkładamy na 60 minut do lodówki.
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni C. Podpiekamy spód tarty 15 – 20 minut.

kruszonka
60 g mąki pszennej
30 g masła
30 g cukru trzcinowego bio

W misce łączymy wszystkie składniki aż utworzą kruszonkę. Wstawiamy ją do lodówki i wyjmujemy przed pieczeniem tarty.

Na podpieczony spód wykładamy pieczone jabłka i pomarańcze, posypujemy kruszonką i zapiekamy 20 minut. Wyjmujemy z piekarnika i kiedy tarta przestygnie posypujemy ją pudrem.

Przepis na doskonałą tartę z jabłkami i calvadosem klik!

Łosoś jurajski w sosie cytrynowym. Sezonowo od A do M

 

Smog zwisa nad miastem jak złowrogi demon. Szary, ciężki i duszący.
Nie widać dobrze mojej ulicy, ani sąsiedniego domu. Latarnie ledwie świecą przymglonym światłem.
Okna zamknięte, zaciągnięte rolety, a my okopani jak w twierdzy.
Ukrywamy się przed cywilizacyjnym wrogiem. Zima ma jeszcze jedno złe imię…
W radiu komunikat o stanie smogu. Nie można wyjść dzisiaj na spacer.
Tylko psina wymyka się na chwilę za potrzebą.
Z determinacją klikam na bilety lotnicze, żeby uciec w bardziej przyjazne miejsce.
O tydzień skróci się czas czekania na wiosnę!
A potem przygotowuję cytrusowe danie. Będzie świeżo i słonecznie.
Można zapomnieć o tym co na zewnątrz. Można przenieść się w letni klimat i czas…

 

 

Od jakiegoś czasu kupuję łososia jurajskiego. W Warszawie można dostać świeżą lub wędzoną rybę. Hodowla prowadzona jest w Janowie w woj. zachodniopomorskim i jest to jedyna taka hodowla na świecie. Jeżeli chcecie kupować dobrego łososia, bardzo polecam. A wszystkie informacje o hodowli znajdziecie tutaj – klik!

Łosoś jurajski w sosie cytrynowym z gałązkami brokuła

2 kawałki świeżego łososia jurajskiego
2 łyżki klarowanego masła
200 g brokułów gałązkowych z Sycylii
1/2 kostki dobrego masła
1 cytryna bio
1 łyżka kaparów
sól i pieprz

Łososia i brokuły myjemy i osuszamy ręcznikiem kuchennym. Na patelni rozgrzewamy 1 łyżkę klarowanego masła, łososia posypujemy pieprzem i smażymy – w środku powinien być różowy. Odstawiamy. Na drugiej patelni rozgrzewamy drugą łyżkę klarowanego masła i wrzucamy brokuły, smażymy je na średnim ogniu, aż się zblanszują. Odstawiamy. Łososia zdejmujemy z patelni, myjemy ją, osuszamy i wkładamy 1/2 kostki masła. Masło roztapiamy, wlewamy sok wyciśnięty z 1/2 cytryny, dodajemy kapary, plasterki z drugiej połowy cytryny, sól i pieprz. Podgrzewamy wszystko przez 2 minuty  i wkładamy łososia. Po kolejnych dwóch minutach dodajemy brokuły i wyłączamy grzanie. Posypujemy wszystko solą, pieprzem i podajemy.

A co tam z cytrusami wyczyniała Magda, zobaczymy na blogu Konwalie w kuchni!