Figowe zauroczenie.Tarta.Filo.

Pamiętam,kiedy pierwszy raz jadłam świeże figi, prosto z drzewa.
Było to wiele lat temu.W Turcji.W pewnym ogrodzie,gdzie figi rodziły się nadzwyczajnie.
Były idealnie piękne,soczyste i niebiańsko słodkie.
Afekt pozostał i  figi są często na naszym stole.
Miałam ochotę na tartę.Na cieście filo.
To najlepsze dla mnie ciasto z ,gotowców’.
Cieniutkie,kruche,dające się dowolnie formować.
Bardzo lubię układać jego warstwy,smarować masłem i znowu kolejny płat.
Robię to ze starannością,bo ciasto filo lubi cieniutką powłokę masła.
Odwdzięcza się wspaniałym smakiem.
 Trata figowa z sosem waniliowym
kilka płatów ciasta filo uprzednio rozmrożonych
roztopione masło
sos waniliowy*
świeże figi
Piekarnik nagrzewam do temperatury 200 stopni C.
Formę na tartę smaruję masłem.Wykładam płat ciasta filo.Smaruję masłem.
Układam tak kilka warstw.
Kiedy ilość ciasta na spód uznam za wystarczającą,wykładam na ciasto krem waniliowy.
Umyte i wytarte figi kroję na ćwiartki,plastry.
Układam na kremie.
Nadmiar ciasta zwijam dodatkowo wokół brzegów formy.
Wkładam do piekarnika. Piekę aż ciasto się zrumieni, a figi się zapieką.
Czekam aż krem waniliowy trochę zastygnie.Zaraz podaję.
 
Świeże figi .Kształt,kolor,wnętrze pełne uroczych pesteczek.Nie mogę się im oprzeć.
Zwłaszcza teraz, kiedy u nas jest na nie sezon i pojawiają się w każdym większym sklepie.
Figowe zauroczenie…

Pływające Wyspy .Zupa Nic.TU i TAM.

To trzecie nasze spotkanie w TU i TAM. Nasz wspólny pomysł na gotowanie, tworzenie i smakowanie w obu kuchniach jednocześnie -u Anny-Marii w Kucharni, i u mnie – w Kuchennymi drzwiami.
 Jesteśmy daleko od siebie i nie możemy spotkać się w jednej kuchni.Może kiedyś…
Dlatego spotykamy się w TU i TAM.
Kolejne nasze spotkanie zaplanowała Anna-Maria.
Temat zadany – Pływające Wyspy.
Jak zwykle nie ustalamy przepisu, składników,sposobu wykonania.
 Zostawiamy to swojej wyobraźni i inwencji.
 Po prostu bawimy się razem na ten sam kulinarny temat.
Jest niezwykle emocjonująco!
Kto nie jadł ,pływających wysp’ na Węgrzech? Prawie każdy!
To również  jeden z najsłynniejszych francuskich deserów.
A w Polsce Zupa Nic.

Dzisiaj postanowiłam odejść od klasyki – czyli kremu,obowiązkowego karmelu i białek gotowanych na wodzie.
Mój deser brzmi inaczej – bardziej owocowo i kolorowo.
Oto moje Pływające Wyspy albo zupa Nic.
sos:
500g malin
100g brązowego cukru lub mniej
łyżka octu balsamicznego
 kieliszek słodkiego wina Marsala*

Za pomocą blendera robię mus z malin..Przelewam do garnka, dodaje cukier i na wolnym ogniu redukuje ilość płynu.Przecieram przez sito,aby pozbyć się pestek.Dodaje ocet balsamiczny i wino Marsala.Studzę.
wsypy:
1 białko na osobę
1 łyżka cukru pudru
kilka kropel soku z limonki
 maliny

Białko ubijam, pod koniec dodaję cukier.Ubijam i wlewam sok z limonki. Wrzucam maliny i delikatnie mieszam z pianą. Wszystko wykładam łyżką do foremki. Nożem obrysowuję ścianki wewnątrz,żeby białko nie przywarło do naczynia.Umieszczam naczynie w kąpieli wodnej.Wkładam do nagrzanego piekarnika. Zapiekam.
 Wykładam z foremek i studzę.

Na talerz wylewam sos malinowy, układam wyspy,dekoruję malinami.
Smacznego!

Zupa Nic jest ważnym elementem mojego kulinarnego życiorysu.
Rzecz jasna, swoje źródło ma w dzieciństwie.
Każda wizyta u cioci Zosi, i wiadomo – zupa Nic.
Najpiękniejszy moment nudnego i sztywnego posiedzenia.
Ale ten właśnie moment rekompensował mi wszystko.Czekałam nań niecierpliwie…

* wino Marsala, pochodzi z Sycylii, z okolic Marsala, słodkie lub wytrawne.
Moim zdanie jest to wino, z którego Włosi powinni być dumni!