Słoneczna niedziela. Najpiękniejszy jesienny prezent od Natury. Cudowne chwile, które łapiemy zachłannie…
Spacer w Konstancinie.Decyzja natychmiast po leniwym śniadaniu.
–Jedziemy?
–Tak!!!
Spacerujemy, podglądając wiewiórki.
–Jedziemy?
–Tak!!!
Spacerujemy, podglądając wiewiórki.
Rude spryciary szykują się do zimy.Widać to gołym okiem.
A my kąpiemy się w słońcu.Ostatnie ciepłe promienie tańczą w liściach, wyglądają zza drzew.
Otulają nasze twarze.Dawno minęło południe…
Otulają nasze twarze.Dawno minęło południe…
-Wracamy?
-Jeszcze trochę…
-Jest cudnie..
-O tak, kocham taki jesienny czas.
-Ja też.Jak to zatrzymać?…
-Ciii…wdychaj solankę…
Mule w białym winie
na 2 osoby
porcja muli – opakowanie 1,4 kg
pół kostki masła
pól butelki półwytrawnego białego wina -u mnie Shiraz Zinfandel
2 szalotki
4 ząbki czosnku
morska sól
bagietka i masło do smarowania
cytryna do mycia rąk
butelka różowego wina chilijskiego Frontera do popijania
Mule wyjąć z opakowania i zalać zimną wodą w dużym garnku – minimum na godzinę przed gotowaniem.
Różowe wino chłodzić w lodówce.
Szalotki i czosnek drobno posiekać.
Na patelni rozpuścić masło,wrzucić szalotki i czosnek.Podsmażyć.
Do dużego garnka wlać białe wino.Mule wylać z garnka na durszlak,opłukać pod bieżącą wodą.
Oczyścić muszle.Wrzucić do wina.
Trzymać na małym ogniu. Dodać szalotki z czosnkiem i masłem.Potrząsać garnkiem, aby wszystkie skorupiaki były zanurzone w winie. Posolić lekko.Gotować na małym ogniu 20 minut.
Oczyścić muszle.Wrzucić do wina.
Trzymać na małym ogniu. Dodać szalotki z czosnkiem i masłem.Potrząsać garnkiem, aby wszystkie skorupiaki były zanurzone w winie. Posolić lekko.Gotować na małym ogniu 20 minut.
Kiedy mule się gotują , na reszcie masła zblanszować pęczek natki pietruszki, umyty i posiekany.
Wrzucić go garnka z mulami.Potrząsnąć garnkiem.
Zestawić z ognia.
Wrzucić go garnka z mulami.Potrząsnąć garnkiem.
Zestawić z ognia.
Przygotować miski z wodą i cytryną do płukania rąk.
Pokroić bagietkę ,podać obok masło.
Kieliszki napełnić różowym winem Frontera.
Garnek z mulami postawić na stole. Wykładać na talerze razem z sosem.
O żesz. Odważna jesteś, nie ma co. Ja muli jeszcze nie robiłam.
Mule, z wszystkich owoców morza lubię najmniej, ale też nimi nie pogardzę od czasu do czasu.
G. za to je uwielbia.
Piękne miejsce na spacer, nie tylko niedzielny 🙂
Taka chwila niech trwa jak najdłużej! 🙂
Kabamaiga, to łatwe.Bardzo lubimy.
Italia, G.wie,co sprawia przyjemność dla podniebienia.
Polko,dokładnie!
Dziękuję za miłe odwiedziny!
Ileż to chwil chcemy zatrzymać! Dobrze, że choć niektóre można “odtworzyć” przez gotowanie ulubionych posiłków:)
Ja z mulami wciąż się “docieram”:), ale idzie ku dobremu, więc zapamiętam przepis.
Pozdrowienia!
A ja ani nie robiłam, ani nie jadlam muli. Zachwyciła mnie wiewiórka, uwielbiam patrzeć, jak przemyka mi w parku między drzewami. Tylko nigdy nie udaje mi się żadnej skusić orzeszkiem, bo zanim wyciągnę orzeszka, wiewiórka ma szybszy refleks i znika 🙂
mule jadłam raz, ale chyba były źle przyrządzone, bo mi nie zasmakowały
Twoje są świetnie podane i chętnie bym ich spróbowała
aj nie mogę patrzeć na te mule. Przypominają mi się od razu wakacje…ahh wspomnień czar 🙂
Amber, zycze Ci kolejnej sloneczniej niedzieli. Mule moge sobie darowac, ale zdjecia z wiewiorka absolutnie nie ::
Sciskam!
Sa mule, powinnam byc tam i ja! 😉 Tylko bym jeszcze smietany chlusnela, bo najbardziej lubie w winno-smietanowym sosie. 🙂
Joanno, czar trwa…A ja niedługo na wakacje się wybieram!
Basiu, ta fotka z wiewiórką jest Twoja!
Karolino, wpadaj! Śmietana jest.Dodamy.
Uściski Wam przesyłam!
Dzeikuje Ci Amber okropnie za ten prezencik! :))
Cheers!!!… and mule… great duo!!!