Przystanek Alaska? To ja w stronę Azji! Pierożki z kaczką

Śnieg zasypał wszystkie moje plany, założenia i uniemożliwił niektóre.
W gronie Znajomych raczyliśmy się opowieściami i wspomnieniami,jak to w ciepłe wiosny bywało.
Zostało kilka pustych butelek po winie…
Będę opowiadać o Wiośnie wnukom?
Powstaną o Niej legendy?
A Ona tymczasem nie przyjdzie…
Ominie nas.
Zapomni.
Pobiegnie gdzieś indziej…
Zostanie mi przystanek Alaska?
Bezbarwny,monotonny i wiecznie biały?
Znielubię biel,zakupię sanie,wyemigruję…
Takie myśli kołaczą mi się po głowie,kiedy znowu muszę odśnieżyć auto.
Nasz dozorca jest na skraju wyczerpania nerwowego.
Przestał się do mnie uśmiechać.
Zniszczył ostatnią łopatę do śniegu , a już ich nie sprzedają…
Przystanek Alaska!

Uciekam w stronę słońca.
Rozgrzewam się przy kuchni Wschodu.
Robię pierożki.
Nie są one oryginalnym przepisem z  Azji.
Są moją wariacją ,na temat’.

Smażone pierożki z kaczką

farsz
dwa udka kaczki
kieliszek japońskiego wina śliwkowego
2 łyżki sosu teriyaki
2 łyżki oleju sezamowego
papryczka chili
2 łyżki świeżej kolendry
cebula dymka
dwa ząbki czosnku
1  łyżka soli

Uda kaczki umyłam,natarłam czosnkiem roztartym z solą.Włożyłam do naczynia,polałam winem śliwkowym,olejem sezamowym i sosem teriyaki.
Przykryłam i wstawiłam na noc do lodówki.
Na drugi dzień doprowadziłam mięso do temperatury pokojowej,dodałam tłuszcz z wcześniej pieczonej kaczki (można zastąpić olejem lub klarowanym masłem) i gotowałam do miękkości.
Kiedy mięso przestygło,pokroiłam na małe kawałki.Włożyłam do miski.
Dodałam pokrojoną dymkę razem ze szczypiorem , listki kolendry,pokrojoną chili bez pestek.
Wymieszałam i odstawiłam aby smaki się połączyły.

ciasto na pierożki
na ok.25 pierożków

200 g mąki pszennej
szczypta soli
120 ml gorącej wody

Mąkę przesiałam do miski,dodałam sól i wymieszałam.
Dolewałam stopniowo wodę,zagarniając mąkę.
Wyrobiłam gładkie i dość miękkie ciasto.
Uformowałam je w kulę,zawinęłam w folię i włożyłam do lodówki na godzinę.
Wyłożyłam ciasto na posypany mąką blat.
Obtoczyłam ciasto w mące,rozwałkowałam cienko.
Pokroiłam je na kwadraty,każdy posypałam mąką.
Na placki nakładałam farsz i sklejałam u góry,tworząc sakiewkę.

W wooku rozgrzałam 500 ml oleju arachidowego (może być inny).
Zrobiłam test,czy jest dostatecznie gorący,wrzucając kawałek ciasta.
Smażyłam po kilka pierożków.Wykładałam je na papier kuchenny do odsączenia.
Podawałam od razu,żeby były przyjemnie chrupkie.
Z miseczką sosu sojowego do maczania pierożków.

Alaska czy Azja?
Azja!
Częstujcie się.

Wielkanocna opowieść. Rodzinny pasztet z żurawiną

Przygotowania do Wielkiej Nocy trwały cały Post.
Ona porządkowała dom.
Od piwnic aż po strych.
Czyściła kaflowy piec.
We Dwoje bielili ściany.
On odnawiał meble i kredensy.
Ona polerowała kredą srebrne sztućce i półmiski.
Peklowała szynki w słonej zalewie.
W pończochach nad piecem dojrzewał schab.
On macerował mięso na kiełbasy.
Razem robili palmy.
Zbierali na nie bazie i zielone gałązki jagodowych krzaczków.
Wplatali kolorowe kwiaty suszków,zachowanych w tym celu od jesieni.
Plamami obdarzali rodzinę i sąsiadów.
W Wielkim Tygodniu On wędził kiełbasy i szynki.
I tarł w przedsionku wielkie korzenie chrzanu.
Ona moczyła śledzie,doglądała zakwasu na chleby i żur.
Gromadziła jaja.
Kacze do wypieków,kurze do jedzenia.
Przyjeżdżałam tam na skrzydłach.
Na jak najdłużej przed świętami.
Żeby chłonąć ten cudny czas każdym zmysłem.
Razem malowaliśmy pisanki.
Dekorowaliśmy mazurki.
Wyrabialiśmy ciasto na chleby i baby.
Ona cierpliwie wprowadzała mnie w tajniki kuchennego świata.
Biegłam za Nim do komórki,gdzie wędziły się mięsa.
Donosiłam naręcza owocowych drewien.
Opowiadał mi jak to w młodości biegał za pannami i polewał je wodą.
Wietrzyłyśmy kołdry i poduchy.
Powlekałyśmy je białą koronkową pościelą.
Łóżka pachniały wiosennym wiatrem.
Kiedy przyszedł czas,nakrywaliśmy wielki stół białym jak śnieg obrusem z białym haftem.
I stawały na nim wszystkie świąteczne potrawy.
W wiklinowym koszu czekały poświęcone pokarmy.
Stary zegar dokładnie odmierzał czas.
Zjeżdżała Rodzina.
Wesołe głosy wypełniały spokojny dotąd dom.
Nastawał czas Wielkiej Nocy.

Pasztet z żurawiną

350 g łopatki wieprzowej
300 g karku cielęcego
300 g wątroby cielęcej lub wieprzowej
150 g tłustego boczku pokrojonego na kawałki
3 średnie cebule obrane i pokrojone na ćwiartki
3 jajka
100 g suszonej żurawiny namoczonej na noc w winiaku plus łyżka do posypania wierzchu
1/4 łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej
kilka liści laurowych
po kilka ziaren pieprzu i ziela angielskiego
pieprz i sól
plastry boczku do wyłożenia wierzchu pasztetu

Na noc przed pieczeniem pasztetu zalać żurawinę winiakiem,przykryć szczelnie naczynie i odstawić.
Piekarnik nagrzać do temp. 160 st. C.
Do formy do zapiekania włożyć mięsa – wieprzowe i cielęce.
Obłożyć pokrojonym boczkiem.
Piec godzinę.
Do brytfanny włożyć ziarna pieprzu,ziela angielskiego i liście laurowe.
Dodać ćwiartki cebuli.Piec następną godzinę.
Gdy mięso jest całkowicie miękkie,wyjąć je z formy na talerz.
Do powstałego z pieczenia mięsa sosu dodać pokrojoną na kawałki wątrobę.
Piec ok.20 minut w temp. 180 st.C.
Ostudzić.
Mięso,wątrobę i cebule przemielić w maszynce.Raz lub dwa razy.
Dodać sos z pieczenia i wymieszać.
Doprawić gałką,pieprzem i solą do smaku. Dodać jajka i żurawinę razem z resztą winiaku .
Wszystko dokładnie wymieszać.
Foremkę do pieczenia pasztetu wysmarować masłem.
Do formy włożyć mięso,wyrównać wierzch,posypać suszoną żurawiną i przykryć plastrami boczku.
Wstawić do nagrzanego do 180 st.C piekarnika i piec ok. 45 minut.
Wyłączyć piekarnik a pasztet zostawić na 15 minut.
Wyjąć z piekarnika i wystudzić.
Wstawić na noc do lodówki.
Przed podaniem zdjąć z pasztetu plastry boczku.(można włożyć je do żuru)
Podawać z sosem chrzanowym,kaparowym,z ćwikłą.
Albo z domowym majonezem.

Ten pasztet jest w mojej rodzinie od kilku pokoleń.
Tradycyjnie pojawia się na liście świątecznego menu.
Budzi wspomnienia.
Wiosennej i pysznej Wielkiej Nocy Wam życzę!