Wyprawa na łąki po szczaw.Babcia Helenka mawiała,że majowy szczaw najlepszy na zupę.Koniecznie nazbierany samodzielnie.Na łąkach ,eko’, z dala od drogi i nawozów .
Zawsze wyruszałyśmy- ja i babcia z koszyczkiem.Było cudnie.
Dzisiaj zbierałam szczaw sama…Myślałam o babci…na pewno patrzyła na mnie z Góry…
Szczawiowa babci Heleny
szczaw nazbierany samodzielnie na łące
rosół z cielęciny
2 żółtka
mały kubek śmietany kremówki
2 ząbki czosnku
kilka dymek ze szczypiorkiem
2 łyżki masła
sól,pieprz
Szczaw przebieram,odrywam ogonki, płuczę.Osuszam na sicie.Kroję.
W garnku z szerokim dnem rozpuszczam masło.Wrzucam posiekane dymki i ząbki czosnku.Podduszam.Dodaję szczaw.Duszę chwilę razem.Dolewam bulion – tyle, aby zupa nie była rzadka.Zagotowuję.Hartuję śmietanę i wlewam do zupy.Dosmaczam solą i pieprzem.Trzymam na malutkim ogniu.
Do wazy wybijam dwa żółtka.Wlewam gorącą zupę. Mieszam łyżką wazową.
Zupa powinna być gęsta.Jest pyszna!
Dziękuję Babciu.
Waza babci Heleny jest u mnie. Traktuję ją szczególnie.
Piękne słowa, piękne wspomnienia, pięknie to pokazałaś na zdjęciach:) Ja też mam tyle cennych wspólnych chwil z babciami i prababcią w sercu…
Pozdrawiam!
Babcie i prababcie to niezwykłe osoby w naszym życiu – dziecięcym i dorosłym.
Wspomnienia o Nich prowadzą nas dalej w przyszłość…
A ja dziś szczawiową tez robiłam, jednak nie mogę się poszczycić zbieractwem…Twoja zupa, podana w tej wazie, jest prześliczna! Taka staroświecka, z urokiem.
Dziękuję!
Twoja też na pewno wyszła pyszna.Zajrzę,czy będzie na blogu.